30 sierpnia - wspomnienie bł. kard. Alfreda Ildefonsa Schustera OSB

Każdego roku, 30 sierpnia, Instytut Świecki Chrystusa Króla wspomina w liturgii godzin bł. kardynała Alfreda Ildefonsa Schustera OSB, współzałożyciela Instytutu.

Oto co napisał Giuseppe Lazzati o bł. Alfredzie Ildefonsie Schusterze do członków Instytutu:
„Ojciec Instytutu”
Wrzesień 1954
Najmilsi,

Dopiero co wróciłem ze spotkania z ojcem Terraneo, który był 25 lat sekretarzem Jego Eminencji Kardynała I. Schustera, i w budynku kurii biskupiej prawie fizycznie odczułem jego brak. Wszyscy czujemy pustkę, jak wtedy, gdy w rodzinie zabraknie ojca. I sądzę, że o zmarłym naszym Arcybiskupie można powiedzieć, iż był „ojcem Instytutu”.

W odległym 1938 roku, niektórzy z nas, zdezorientowani co do losów swego powołania, gdyż właśnie na naszych oczach rozpadła się pierwsza jego forma, zwróciliśmy się, nie bez obaw, do Arcybiskupa, aby usłyszeć jego opinię. Od razu zrozumiałem, że całe zajście uważnie śledził, bardziej niż by się tego można było spodziewać. Znalazłem żywe, ojcowskie zrozumienie i w miejsce obaw pojawiło się poczucie bezpieczeństwa, oto ojciec wziął nas za rękę i będzie nas prowadził.

„Trzeba coś zrobić – powiedział do mnie – wybierz formę, po czym przyjdź i zreferuj mi stan rzeczy”. Zachował się nie jak ojciec, który narzuca swój gotowy plan, ale jak ojciec, który chce, by dzieci były samodzielne. On tylko służy mądrą i doświadczoną radą i czuwa, aby nie popełniły błędów, przynajmniej wielkich.

Nie umiem znaleźć właściwego słowa, które określiłoby, typowo benedyktyńskie, poczucie wolności duchowej i szacunek dla niej, co czyniło zeń prawdziwego arystokratę ducha.

W sprawach ducha nie znosił narzucania form, a kiedy miał podejrzenie, że coś takiego ma miejsce, przykazywał, aby nie zapominać, iż jednym mistrzem uprawnionym do doprowadzenia rzeczy do końca jest Duch Święty: Ubi Spiritus, ibi libertas! Jego zrozumieniu i ojcowskiej miłości, tak podobnej do tej Bożej, Instytut zawdzięcza swoje powstanie, rozwój i stopniowe poszukiwanie swojej drogi, aż do aktu z 1 maja 1942 r., którym przypieczętował swoją życzliwość dla nas, erygując w formie kanonicznej, mocą swego urzędu, nasz Instytut.

Najlepiej zachowamy pamięć naszego czcigodnego ojca pielęgnując w sercu jego nauki, udzielane nam przez te lata, tak poprzez swój urząd biskupi, jak i w bezpośrednich kontaktach z Instytutem. A okażemy się jego nieodrodnymi dziećmi, jeśli choć trochę będziemy umieli naśladować przykład, jaki dawał swoim życiem.

Życie jego było nieustannym poszukiwaniem Boga. Któregoś dnia, rozmawiając o powołaniu, powiedział mi, co św. Benedykt uważał za oznakę powołania: Si revera quaerit Deum, czyli „jeśli naprawdę szukasz Boga”! Czy to w zakonie, czy dźwigając ciężar odpowiedzialności za największą diecezję we Włoszech (często mi mówił: „Jestem jak tragarz”) nie robił nic innego, jak tylko szukał Boga.

Utrzymywał, że nie jest to łatwe, ale właśnie dlatego coraz większe czynił wysiłki, modlił się intensywnie, w modlitwie widząc najlepszy trening zaprawiający w szukaniu Boga. Jego życie było nieustanną modlitwą na przemian indywidualną i liturgiczną, w której wyraźnie było widać (czym podbił serca wszystkich) jego więź z Bogiem, z której czerpał siłę i pokój.
Kiedy prosiło się go, by zrezygnował z niedzielnej mszy biskupiej, miał zawsze gotową odpowiedź: „Nie mogę, gdyż tak odpoczywam”. I rzeczywiście był to odnawiający siły odpoczynek – pozostawanie w łączności ze źródłem wszelkiego życia! Gdybyśmy tylko umieli go naśladować!

I w końcu, jego życie było ciągłą ofiarą. Jej ciężar umiał nieść z taką pogodą ducha, że umiejętnie skrywała jej cierpki smak. I dał tego najwyższy dowód spalając swe życie w ofierze, aż do ostatka swych sił.

Zapewne i on miałby ochotę wyrwać się na trochę z tego zabójczego rytmu, ale nie to, na co miała ochotę, lecz to, co musiał zrobić było normą jego życia. I jeśli ten zabójczy rytm był nieodłącznie związany z obowiązkiem ciągłej obecności między swymi dziećmi, zaakceptował go jako rytm swego życia.

Wszystkim rozdamy zdjęcia – pamiątkę, które uchwyciło go w momencie dawania nam swych cennych nauk w kaplicy willi św. Benedykta, podczas święta Chrystusa Króla w 1951 r. Jako cenną pamiątkę zachowamy czapkę kardynalską, którą podarował nam ojciec Terraneo. Przedmioty te mają pobudzać nas do tego, co najistotniejsze: do przekształcenia pamięci o nim w naśladowanie jego cnót, ażeby na obliczach jego synów można było rozpoznać rysy ojca.

Giuseppe Lazzati